Leniuchuję w cieniu parasola...zerkam na bajeczne kolory zatoki, chłodzę ciało w sztucznej lagunie. Spotkanie z rafą, oczywiście wg niektórych piękną, niestety rozczarowało moje wyobrażenia, ale i tak popływałam, pooglądałam przelatujące dość wolno i cicho samoloty..i fajnie...
Okazało się, że za betonowym molem, po przejściu zakazu znajduje się cudowna rafa. Ludzi tu mało, zaledwie kilka osób ze wschodu i nas dwójka - Polaków. Po odkryciu tego miejsca, to tu spędzamy najmilsze chwile naszego urlopu.
Rafa graniczy z otwartym morzem, woda ciepła, przeźroczysta, z białym piaskiem...wystarczy położyć się, a pod nami jedno wielkie akwarium, które zmienia się jak w kalejdoskopie...oczywiście można pływać, choć obserwacja fauny lepiej wychodzi w stanie spoczynku...pode mną przepływają barakudy, czerwone hajduczki, napoleony, ryby papuzie, olbrzymie pokolce arabskie z niebieskimi pasami; pojawia się kropkowany graniec koralowy /kostera/, czasem na piaszczystym dnie wypatrzę płaszczkę; sama rafa przypomina stromy poszarpany brzeg z ukwiałami, koralowcami, anemonami poruszanymi prądem wody, gorgoniami /podwodne drzewka/; pięknie prezentuje się przydacznia - muszlowiec szafirowy, pomiędzy zagłębieniami widoczne są czarne jeżowce...bajka...gdyby można pozostać w wodzie dłużej, ale niestety po godzinie muszę opuścić ten podwodny raj, jednak po osuszeniu wracam znów....
Tego błogiego stanu nie da się opisać...niestety, obrazy mogę zachować jedynie w pamięci...