Dziś pobudka skoro świt, bo mamy gwóźdź programu czyli 2 dniowy Marakesz z Essaouirą lub Sałerą.
No tak, jesteśmy podekscytowani solidnie.
Plan wycieczki jest taki, że najpierw Sałera, potem zameldowanie w hotelu w Marakeszu i wieczór na Placu Jemaa el Fna. Bardzo zależało nam na wycieczce 2 dniowej, by późny wieczór spędzić na magicznym placu, o którym mówi się, że to serce Marakeszu.
Tyle zachwytów! ...mówiąc krótko miałam pecha i nie chcę tam wracać!
Ale po kolei....Najlepsza opcja, 2 dni...dojeżdżam do hotelu w centrum, z internetem i śniadaniem...Kąpiel i kierowca dowodzi mnie na słynny plac Dżemaa el Fna...gdzie mam używać rozkoszy nocnych atrakcji Marakeszu. Jak to jest? wszyscy się zachwycają, a ja nie wiem czym?...wg mnie to istny jarmark bez głębszej treści. Tak, naraziłam się Wam, ale...nic mnie w tym miejscu nie urzekło. Nie żałuję, że tam byłam, zobaczyłam...i poległam...
Kuglarze, pseudo artyści, zaklinacze, inne maści owszem, prezentowali się nad podziw, za wszystko żądali kasy, nawet za mój oddech i obecność. Ich programy były tak żałosne! w dodatku ten wrzask! brud...ludzie, jakoś nie mogę tego Marrakeszu zaakceptować!
Skupiłam się na pilnowaniu plecaka /czytaj kasy, dokumentów, aparatów/...
Wypiłam sok pomarańczowy, lodowaty, podobno świeży, ale kto ich tam wie! ważne, że nie zaszkodził. Nic nie zjadłam, oprócz kanapki w hotelu, w tym brudzie i smrodzie, wrzasku jakoś straciłam apetyt. Inni jedli twarde ziemniaki z marchwią i jakimś flakiem tłuszczu zamiast mięsa, o słynnej nazwie "tazine" i mówili, że dobre.
Jak nigdy nie narzekałam na żaden wyjazd, hotel, jedzenie, tak w tym miejscu powiem - Marrakesz nigdy wiecej!
A jeszcze, żeby było śmieszniej, hotel zapewnił o wiele lepszy program z zaklinaczami węży, tańcami marokańskimi, więc atrakcje placu oceniam na 2, nie wiecej!
Do tego zaczęło padać, a właściwie lać, dziurawy dach suku przeciekał, sprzedawca chciał odkupić ode mnie kurtkę przeciwdeszczową. Zmarzłam, miałam dość w tego miejsca, wrzasków, żebraków i oszustów...
Właściwie na placu najwięcej miejsca zajmują stoły i prowizoryczne bary szybkiej byle jakiej obsługi. Zamawiasz, przynoszą kilka innych wyszczerbanych talerzyków nie wiadomo z czym, w efekcie płacisz podwójnie, nie jesz tego badziewia, a z resztek korzystają żebracy.
Pomyślałam wtedy, gdyby dotarł tam Sanepid, zamknąłby te cuchnące stoiska natychmiast.
Do hotelu wracam pieszo, błądzę...znalazłam, zasypiam.
Rano wstaję i wyruszam z nadzieją, że tym razem coś mnie urzeknie w osławionym mieście. Pada. Pochmurno, ale można zwiedzać. Docieram do mediny, robię fotki bocianom, zastanawiam się - zostają? bo siedzą w gniazdach...
Przechodzę przez ogród, oglądam meczet Kotubija, docieram do placu El...nie ma już stołów, jakoś pusto...Wichura zrywa duże parasole, przewraca stoły. Przejaśnia się, pojawiają się magicy, roznosiciele wody, właściciele małp i węży namawiający na foto, bagatelka min. 10 DRH /1E/.
Docieram do pałacu El Bahia, owszem ładny, ale spodziewałam się przepychu...w porównaniu z Istambułem wypada słabo.
Humor poprawia mi wizyta w medinie i na suku, czego tam nie ma? cuda z różnych epok.
Oczywiście obowiazkowa wizyta w aptece, wykład n/t samych zalet olejku arganiowego, a ceny 2x wyższe niż w innych miejscach.
Po południu opuszczam Marrakesz, w słońcu i przez szybę wygląda bogato i pięknie w swych czewonawych barwach. Przez Antyatlas jadę do Agadiru, na szczęście panoramy rekompensują nostalgiczny nastrój.
__________________________________________________________________
Nad oceanem ogromne przepaści...fantastyczne widoki
i wszechobecna mgła.
Jedziemy przez różne miasteczka położone na pustyni i podziwiamy widoki.
Zatrzymujemy się na dłużej w jednym z miasteczek z powodu...największego w okolicy targu osłami. Poza normalnym sukiem miasteczko to słynie z handlu osłami...zawsze jakaś atrakcja na tym pustkowiu, wysiadamy z busa i chłoniemy prawdziwe Maroko.
Zanim dojedziemy do Marakeszu jeszcze parę atrakcji.
Najpierw zajeżdżamy do fabryki olejku arganowego,
jest to mała to fabryczka, ale efekty pracy oglądamy z zaciekawieniem.
Orzeszki wyjmuje się ze skorupki i wkłada do urządzenia przecierąjącego. Ciężka to i mozolna praca.